Parafia Rzymskokatolicka Św. Łukasz Ewangelisty w Lipnicy Wielkiej
Parafia Rzymskokatolicka
Św. Łukasz Ewangelisty
w Lipnicy Wielkiej
Galeria zdjęć

Galeria zdjęć:

News

2014 - srebrny jubileusz kapłaństwa proboszcza, ks. Zbigniewa Zięby

    No doooobrze,  napiszę nieco. Wszak Dama prosi (to o pani Stasi z lipnickiej biblioteki), a Damie się nie odmawia, więc napiszę. Po odprawieniu ostatniej z zaplanowanych Mszy św. jubileuszowych w dawnej rodzinnej parafii, św. Elżbiety Węgierskiej w Jaworznie-Szczakowej, kończy się rok jubileuszowy proboszcza. O samej uroczystości jubileuszowej wiele ciepłych słów napisano i pokazano w obiektywie p. Bronka na stronie Urzędu Gminy w Lipnicy Wielkiej. Dziękuję bardzo. Tutaj chyba dobre miejsce i czas na podsumowanie 25 lat posługi.
    Mistrz rozwijał moje kapłaństwo w bardzo ciekawych czasach. Mianowicie...

    ...w blasku świętości Jana Pawła II.

    Nawet tak kojarzono nasz rocznik seminaryjny '89. Dlatego jeden z najliczniejszych w historii Seminarium Krakowskiego, - mówiono - bo po wyborze papieża Polaka i po pierwszych jego pielgrzymkach do Polski. Rzeczywiście, najpierw pociągały nas pielgrzymki papieskie, na które zwykle staraliśmy się jechać w najodleglejszy punkt od miejsca naszej pracy i zamieszkania. Oświęcim, Gdańsk, Olsztyn, Skoczów, Ełk, Poznań. Żeby być w drodze, żeby być aktywnym, wśród wiernych, jak On. Potem coraz chętniejsza, osobista  refleksja nad tym, co powiedział albo napisał. Pastores dabo vobis. Familiaris consortio. Vita consecrata. Pastores gregis. Testament. Lubiłem i lubię mieć te papieskie dokumenty pod ręką. Teraz dołożyłem Lumen fidei, tę encyklikę na cztery ręce Benedykta i Franciszka i musowo naprawdę pogodne Evangelii gaudium. Żeby towarzyszyć Im w budowaniu Kościoła, w myśli, w wierze.

    ...w wolnej Polsce.

    Pamiętam, że w czasie pierwszych samodzielnie poprowadzonych rekolekcji dla dzieci Bożych-ministrantów w Szaflarach, w lipcu '89 r., w ciągu dwóch tygodni chleb podrożał czterokrotnie. Uwalniały się ceny w Polsce. Wdzierały się zasady wolnego rynku. Każdorazowa podwyżka ceny chleba wykluczała kolejny obiad mięsny dla uczestników rekolekcji, których zaplanowaliśmy sobie sześć. Ostatecznie zjedliśmy podczas rekolekcji dwa takie mięsne obiady przygotowane z antrykota wołowego, wystanego w kolejce w Nowym Targu (oczywiście z nienaturalnie wysoką zawartością tłuszczu i tkanki mięśniowej zamiast mięsa) w czasie, który w normalnych warunkach powinien był być przeznaczony na śpiew, czy spotkania formacyjne z uczestnikami. Ale jaka była radość przy końcu rekolekcji, że udało się przetrwać. Że rekolekcje się odbyły. Że chłopcom nie chce się odjeżdżać, nie chce im się wracać do rzeczywistości domowej. Że gaździnka rekolekcyjna była zawsze uśmiechniętą czarodziejką z czarującym pomysłem na coś z niczego w rondlu.
    Potem już mi tak zostało na 18 turnusów dwutygodniowych rekolekcji wakacyjnych i na bodaj dwa, czy trzy KODA (dziesięciodniowe rekolekcje zimowe dla kandydatów na animatorów Ruchu Światło Życie). Tak mi zostało na osiemnaście lat prowadzenia rekolekcji. Nie kalkulować przy wyborze ośrodka rekolekcyjnego. Brać, co popadnie, owszem, nawet ten "gorszy". Przecież do niego też przyjadą świetni ludzie z potrzebą pogłębiania wiary. Czternaście dni na werandzie w Wielkiej Polanie, bo póki w piecu się paliło - nie dało się wejść do piekielnie gorących pokoi. Siedem dni bez bieżącej wody na Exodusie w Groniu z 70-osobowym narodem wybranym.  To wszystko przeżyliśmy. Do tego pewnie nie ma powrotu, ale tak było. I nikomu to nie wyszło na złe.
     Za to diakonię rekolekcji wakacyjnych dobrać starannie. Wybrać ludzi możliwie rozmodlonych, pracowitych, kreatywnych, wymagających, bez miejsca dla leniuchów, lawirantów i przypadkowych wakacyjnych wczasowiczów. Wybrać ludzi, którzy kochają innych ludzi. Wszystko po to, żeby się sprawdzić, żeby nawet w ruderze stanąć na wysokości zadania i przygotować rekolekcje, które uczestnicy polubią, przyjmą osobiście i dobrze zapamiętają. Udawało się! Dzięki Wam Animatorzy! Dzięki Wam Uczestnicy!
      A propos. Zawsze powtarzam, że widzę wiele analogii pomiędzy prowadzeniem turnusu rekolekcyjnego i proboszczowaniem. Odprawa animatorów - spotkanie rady parafialnej. Ogłoszenia po posiłku - ogłoszenia duszpasterskie (lepiej żeby jojdali, że za długie, niż żeby jojdali, że o niczym nie wiedzieli ; ) I tu i tu konieczna modlitwa, która kształtuje i uszlachetnia. Możliwie dużo okazji do modlitwy, będzie okazja - będą się modlić. I tu i tu praca, najlepiej szczegółowo zaplanowana, przemodlona i konsekwentnie wykonana. Bardzo ważne: Nikt nie uchyla się od pracy. Moderator - proboszcz też. Wtedy większość pracuje, ba, nawet się  cieszą, że pracują. I tu i tu co jakiś czas chwila relaksu w obcowaniu z ambitniejszą, szlachetniejszą sztuką lub z naturą. Na kicze szkoda czasu i zdrowia.
    Gdy uczyłem się być moderatorem oazowym - w radiu, w telewizji, na ulicy, na plakacie z kowbojem wiał wiatr przemian, jak nam się zdawało, na lepsze. Dokładaliśmy do niego nasze ochocze tchnienie ewangelizacyjne. Myśmy tego wiatru zmian zaznali dwa lata wcześniej w 1987 r., jako klerycy. Papież zaplanował spotkanie z młodymi na Westerplatte. Udało nam się załatwić wejściówki u zaprzyjaźnionych Pallotynów z Gdańska na Zaspę, bowiem na Westerplatte były wręcz niemożliwe do zdobycia. Przemówienia  JP 2 na Westerplatte wysłuchaliśmy z radia. Wizję zapewniała nam lornetka wojskowa. Oglądaliśmy spotkanie z odległości kilometra, czy dwóch. Pamiętam, że skutecznie oddzielało nas od zgromadzonych dużo wody w basenie portowym. Jeszcze w Krakowie udało nam się przekonać przełożonych, że nie może nas tam nie być, że nie damy plamy. Przewidywaliśmy, że na Zaspę, gdańskie osiedle Wałęsy, na solidarnościowe spotkanie z Papieżem-Polakiem pojedzie cała Polska. Nie zastanawialiśmy się wiele. Wybłagaliśmy u przełożonych w Krakowie, żeby pozwolili nam wsiąść do pociągu jedynego w swoim rodzaju, do pociągu do Gdańska w...Zakopanem : ) Potem się okazało, że nie można było lepiej wybrać, bo po pierwsze do naszego pociągu w Krakowie trudno było wsadzić szpilkę, a poza tym właśnie wtedy, gdy przejeżdżaliśmy przez Kraków - do seminarium krakowskiego dotarł zakaz posyłania kleryków na Zaspę. Biskupi bali się o nas. Bali się prowokacji wobec kleryków. Uwikłania się kleryków w spodziewane zamieszki. Zakaz pozostał w seminarium. My, nie mając o nim zielonego pojęcia, turkotaliśmy wesoło na najświetniejsze w życiu wagary pod papieski mostek kapitański na Zaspie, by z tego mostku usłyszeć, że solidarnie to znaczy nigdy jeden przeciw drugiemu, raczej jeden z drugim, jeden za drugiego albo najlepiej jeden dla drugiego.
    Nigdy więcej nie widziałem takiej manifestacji siły milicji, takiej ilości suk i gołębników milicyjnych, jak wtedy, po celebrze papieskiej w Gdańsku. Nigdy więcej nie widziałem takiej dumy Narodu paraliżującej tą siłę, takiego skupienia, solidarności i odporności na prowokację w Narodzie opuszczającym miejsce celebry. 
    Mam wrażenie, że gdy obecnie mówi się o czarze PEERELU to autorzy mają na myśli urok, powab. Dla mnie czar PEERELU to niezmiennie koszmar, demon. Brrr...

    ...w czasach powrotu katechezy do szkół.

    Mój Boże! 1990 rok. Pracuję na pierwszej parafii w Jawiszowicach. Minął pierwszy rok mojej katechizacji w komfortowych salkach w nowym kompleksie katechetycznym przy nowym kościele MB Bolesnej. Chodziłem do nich przez przewiązkę, pod dachem, wręcz w pantoflach. W nowym roku szkolnym 90/91 posłano mnie do niewielkiej, starutkiej kilkusalowej szkółki wepchniętej w jawiszowickim POM-ie pomiędzy warsztaty serwisowe maszyn rolniczych. Anioły, sakramenty, śrubstaki i olej napędowy : )
        Media grzmią, że Kościół się panoszy. Młodzi rolnicy wściekle atakują na lekcji, że gwałt, że czarni ich mordują i żyć nie dają, że wyboru nie ma, czytaj wyjścia nie ma, bo katecheza w siatce godzin i trzeba przesiedzieć, przemęczyć, czekając na następną lekcję. Okólniki kościelne trąbią o triumfie i spełnieniu nadziei i oczekiwań. Każą się cieszyć sukcesem. Nie było łatwo. Ale kto kiedy przekonywał, że będzie łatwo. Jeśli, to nie przekonywał, tylko łudził. Nie było łatwo. Za to było bezinteresownie, ewangelicznie. Po franciszkowemu peryferyjnie. Tak, wtedy naprawdę rozumieliśmy co to znaczy i ile kosztuje wyjście z przesłaniem na zróżnicowany poglądowo, często wrogo nastawiony Areopag. Każdy przełom, każda chwila ciszy w tym Areopagu, chwila zwiastująca zainteresowanie uczniów, ich posłuch,  pozwalała uśmiechnąć się w stronę Mistrza posyłającego uczniów w świat.
    Rok w POM-ie w Jawiszowicach i w SP w Brzeszczach. 12 lat w LO im. Hugona Kołłątaja, 5 lat w SP w Jordanowie i 7 lat w SP na Wysokiej. Pięć lat w V LO im. Augusta Witkowskiego i 2 lata w VIII Prywatnym Gimnazjum  w Krakowie. I jeszcze prawie rok łącznie w naszym gimnazjum, w Technikum Budowlanym i w SP w Skoczykach. Uzbierało się : ) Żeby choć jedna pięćsetna z tych godzin była udanym połowem. Daj Boże... Dziękuję Wam moi uczniowie!
 
    ...w dobie reorganizacji diecezji.

    Obecnie parafia mojego urodzenia, dzieciństwa i młodości - Szczakowa - stanowi cząstkę diecezji sosnowieckiej. Pierwsza parafia, pierwsza miłość młodego kapłana - Jawiszowice, os. Brzeszcze - znajduje się na terytorium diecezji bielsko-żywieckiej. Moi koledzy z rocznika św. Franciszka Salezego po największej powojennej reorganizacji diecezji w 1992 r. stali się kapłanami tych właśnie diecezji. Zdecentralizowano nasz rocznik w imię podstawowego celu przyświecającego reorganizacji, by biskup był bliżej swego ludu. Dla kolegów z roku obok centrum życia kościelnego, obok stolicy biskupiej w Krakowie pojawiła się ta w Bielsku Białej i ta w Sosnowcu. Nawet jeśli dwóch naszych kolegów, kapelanów wojskowych wędrowało po Polsce, po różnych kościołach garnizonowych i po zagranicznych misjach stabilizacyjnych, czy pokojowych, a trzech misjonarzy po świecie - nigdy nie przestali być inkardynowani do swych macierzystych diecezji. Decentralizacja nigdy nam nie przeszkadzała. Potrafimy się skrzyknąć i spotkać w co najmniej trzydzieści osób. Żeby się pomodlić za zmarłych Marka, Krzyśka i Janusza, o to, by zasiedlili niebiańską diecezję. Tylko Edek i Maciek w ogóle nie przyjeżdżają na zjazdy kapłańskie, bo odeszli z kapłaństwa.
     Najbliższy zjazd, 2015, zabookowałem proszę ja Was właśnie w Lipnicy. Ha! : )
   Całe moje dotychczasowe życie, zwłaszcza kapłańskie toczyło się w obrębie Archidiecezji Krakowskiej. Kraków jest dla mnie jest centrum, nawet jeśli stolicy nam do Krakowa nie przenieśli : ) Z tego centrum, od biskupa ordynariusza otrzymywałem kolejne kapłańskie misje. Na lata 1989-1991 do Jawiszowic Brzeszcz, do górniczej parafii Matki Bożej Bolesnej, w latach 1991-1996 do małomiasteczkowej, chłopo-robotniczej parafii Przenajświętszej Trójcy w Jordanowie, na kolejne pięć lat do roku 2001 do inteligenckiej parafii św. Anny w Krakowie, potem łącznie na siedem lat: najpierw ponownie do parafii Przenajświętszej Trójcy w Jordanowie z misją opieki nad wiernymi w Wysokiej. Z nimi zasłużyliśmy w 2002 roku na podniesienie do rangi Rektoratu Nawiedzenia NMP, a w 2006 r. staliśmy się Parafią Nawiedzenia NMP w Wysokiej k. Jordanowa (niesamowite, jeszcze nie mają strony) Od 2008 pracuję w wiejskiej parafii św. Łukasza w Lipnicy.
W każdej z tych poprzednich parafii spotykało mnie jakieś wiekopomne zdarzenie.
    W Jawiszowicach z otwartym na świat proboszczem, ks. kanonikiem Janem Zającem i kolegami wikariuszami przyjęliśmy gościnnie grupę blisko 200 Włochów i Francuzów, którzy zmierzali pieszo na Jasną Górę, na ŚDM 1991. Pierwsze ŚDM w Polsce. Wielka mobilizacja logistyczna i wspaniałe wspomnienia doświadczenia Kościoła uniwersalnego. Z marszu dołączyliśmy do pielgrzymujących. Pozamykaliśmy drzwi naszych mieszkań po ich przyjęciu, pogasiliśmy światło, pozakręcaliśmy kurki z gazem i po prostu poszliśmy z nimi na Jasną Górę.
    W Jordanowie pod wymagającym, nie pozbawionym gwałtownych furii kierownictwem ks. prałata Bolesława Wawaka przygotowaliśmy we wrześniu 1994 r. Uroczystość Koronacji Obrazu Matki Bożej Trudnego Zawierzenia, Pani Jordanowskiej. Kilku biskupów, kilkuset kapłanów, kilka zdumiewających nawróceń, kilka tysięcy godzin myślenia i pracy kilkudziesięciu osób, by wszystko zaplanować, zestawić w spójny harmonogram i wykonać.
    W Kolegiacie św. Anny z ks. Infułatem Władysławem Gasidło i kolegami wikariuszami w 1997 r. witaliśmy Papieża Jana Pawła II u boku rektorów i profesorów polskich uczelni. Oni we wnętrzu kolegiaty, my cichutko i na chwilkę w zakrystii. Nie mogę się pochwalić zdjęciem z tego spotkania, bo mama je zarekwirowała i dierzy w swoim pokoju, w Kościelisku : )
    Na Wysokiej miałem zaszczyt i wymagającą przyjemność tworzyć pierwszą radę parafialną, przeprowadzać procedurę nadania numeru domu dla siedziby nowo powstającej parafii, projektowania pieczątki parafialnej. Pamiętam do dziś, że wybraliśmy scenę Nawiedzenia namalowaną przez Rogiera van der Weydena. Oryginał dzieła tego niderlandzkiego, renesansowego artysty do dziś można oglądać w Muzeum w Lipsku, w Niemczech. Na Wysokiej też przez ostatnie dwa lata poradziłem sobie z oderwaniem od zespołu duszpasterskiego. Zespołu nie było, ale za ścianą był Mistrz. A w 200 chałupach wsi Jego Kościół.
     No i wreszcie Lipnica. Z proboszczowaniem po wielce szacownych poprzednikach. Z wikariuszami, czyli współpracownikami. Z rozbudowanym zespołem duszpasterskim, który już dawno zrekompensował wysocką samotność. Dzięki Wam, moi proboszczowie i moi wikarzy!
 

    Osobliwości życia jubilata.

    Najbardziej zaskakujące umiejętności, czy przyuczenia, których wymagała praktyka kapłańska? Byłem uczestnikiem dozoru obywatelskiego przy eskortowaniu z Taize we Francji do Krakowa pilota naszej wakacyjnej wycieczki, który ukradł wszystkim uczestnikom łącznie ponad 3 tys. USD. Ogromna suma w pierwszych latach 90-tych. Eskorta się powiodła. Dowieźliśmy go do Krakowa, ale tu, po wyswobodzeniu się z naszej opieki  winowajca odzyskał pełne prawa oskarżonego i pieniędzy nigdy nam nie oddał.
       Jestem osobiście zdania, że ze złodziejami, malwersantami, oszustami się nie dyskutuje. Ich się powinno karać i egzekwować oddanie tego, co ukradli, aż zwrócą ostatni grosz.
    Na początku nowego tysiąclecia byłem ni to terapeutą, ni to gnębicielem dwóch rodzinnych głów poturbowanych zupełnie przez pijaństwo bez żadnego umiaru. Otarły się te potłuczone głowy o odebranie praw rodzicielskich, o rozpad rodziny, ale  się udało. Obie głowy powróciły na zaszczytne miejsce, które sobie wcześniej wybrały i cieszą się dziś harmonią w małżeństwie i spokojnym dojrzewaniem swych dzieci.
       Od tej pory nie znoszę pijaństwa. I uważam osobiście, że pijaństwo i prowadzenie życia rodzinnego, jest nie do po-go-dze-nia. Wzajemnie się wyklucza.
    Obecnie specjalizuję się w fachu palacza. Bodaj czwarty sezon w kotłowni plebańskiej za mną. Podoba mi się to. Dom musi być ciepły. Musi być ozdobiony blaskiem pracy domowników. Nie można w domu wszystkiego załatwić systemem wykorzystania płatnych, zleconych obcym usług. Jeśli nie pracujesz dla domu - nie ma go. Jest, owszem mieszkanie, jest pokój hotelowy, nawet apartament, ale domu nie ma.
    W czasie wolnym natomiast lubię posłuchać Chopina. Lubię też słuchać klawesynu, albo klasycznej gitary. Nie pogardzę trąbką. Szukam też wtedy beletrystycznego audiobooka o życiu, broń Boże fantasy, i ze słuchaniem w tle wybieram jakąś lżejszą, kancelaryjną  robótkę.
    Lubię też opcję outdoor. Do rowera jestem przyspawany przez całe życie : ) Pierwszy mój rower to był składak Czajka. Prezent komunijny. Drugi, kolarkę, gdy chodziłem do liceum - kupił mi Tato. Trzeci w pewnym sensie ufundował mi o. Tadeusz Janowiak, gdy był proboszczem parafii na Karmelickiej w Krakowie. Za ofiarę po rekolekcjach dla dzieci i młodzieży w Jego parafii kupiłem sobie wypasionego jak na owe czasy górala Mustanga.  Przed rokiem sam kupiłem sobie twenty nine'ra, Kellysa. Doskonale wkomponowuje się w szutry i błota pod Rajsztagiem.
    Co tam jeszcze? W wakacje koniecznie spływ. W samochodzie stale wożę nartorolki. Myk z autka na ustronny asfalcik i wolność. Bogu niech będą dzięki za włodarzy Nowego Targu, którzy na dawnym nasypie kolejowym linii do Czarnego Dunajca wykonali ścieżkę rowerową i dla rolkarzy. Nie ma chyba w Polsce ścieżki z piękniejszymi górskimi pejzażami. Aha, od roku biegam. Nieprawdopodobnie miło jest dobiec do Mentli w Lipnicy Małej i wrócić stamtąd o własnych siłach. Spotykamy się na Ślamczykówce, więc wiecie o czym piszę.
    W szafie w pokoju mam przygotowany plecak ze sprzętem pływaka. I tu znowu rozpływam się nad inicjatywą Nowotarżan, którzy postawili i utrzymują krytą pływalnię. Jedziesz do sądu, do fryzjera, do skarbówki do Miasta, a potem na basen. Rewelka! Przy okazji, nie dziwcie się, że proboszcza zobaczycie w kąpielówkach w relacji ze spływu parafialnego. Nie pływamy w lecie w drelichach, albo innych uniformach.  Wiecie, że na powrót zasmakowały mi góry? Już pokazałem ten zaspokojony apetyt w dwóch odsłonach na stronie. Wszystkie wymienione formy aktywności sumują się w dystans 1740 km w ciągu mijającego roku. Jak na pięćdziesięciolatka, to chyba nie najgorzej, nieprawdaż? Gdyby wyjść z Lipnicy - Rzym byłoby widać na horyzoncie : ) Bogu niech będą dzięki!
    Przede wszystkim jednak przez te 25 lat odprawiałem Eucharystię, spowiadałem, katechizowałem, organizowałem życie parafialne dla dzieci i młodzieży, trochę gospodarzyłem. Nic nadzwyczajnego, ale potrzebnego dla Mistrza i Jego Kościoła. Fajnie, że motto prymicyjne z Mertona: Radością jest dla nas być niczym i wiedzieć, że Bóg jest wszystkim po 25 latach nie straciło nić ze swej aktualności.  
    Starczy Pani Stasiu?
    Nadaje się to do szerszej publikacji? Może jeszcze urozmaicę wspomnienie kilkoma naprędce zeskanowanym iz albumu fotografiami...
    
    
srebrny jubilat






News

2014 - srebrny jubileusz kapłaństwa ks. kanonika Andrzeja Lichosyta

        Ks. Andrzej Lichosyt przyjął święcenia kapłańskie 21 maja 1989 r. w Katedrze na Wawelu z rąk ks. Kardynała Franciszka Macharskiego w gronie 62 kolegów stanowiących zasadniczo rocznik seminaryjny św. Franciszka Salezego. Prymicje w Lipnicy Wielkiej odprawił tydzień później, 28 maja. Wielu pamięta jeszcze gwałtowną burkę tuż po wydaniu obiadu prymicyjnego w domu rodzinnym ks. Andrzeja.
       Bezpośrednio po święceniach kapłańskich (na zdjęciu z Mamusią w otoczeniu panien z wianka prymicyjnego) metropolita krakowski skierował Jubilata do pracy w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Byczynie. Ks. Andrzej pracował tam przez sześć lat. Tam też zastała go reorganizacja diecezji kościoła katolickiego w Polsce (1992) po której pracując w tej samej parafii stał się kapłanem diecezji sosnowieckiej.
       Z Byczyny został przeniesiony do centralnej parafii w Jaworznie, do parafii śś. Wojciecha i Katarzyny. Tam pracował do tej pory najdłużej (przez 9 lat). Wreszcie, przez ostatnie dwa lata w diecezji sosnowieckiej pracował w parafii MB Anielskiej w Dąbrowie Górniczej. W 2006 r. inkardynowany ponownie do diecezji krakowskiej rozpoczął pracę w Ośrodku Wypoczynkowo-Rekolekcyjnym w Zakrzowie. Był vice-dyrektorem krakowskiej Caritas.(na zdjęciu z Lipniczankami w Zakrzowie w 2012 r.)
           Przed rokiem mianowany przez ks. kardynała Stanisława Dziwisza kanclerzem Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. 
          Na obrazku prymicyjnym napisał: I nie dozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie. To ostatnie słowa kapłana celebrującego Mszę św. wypowiadane sekretnie przez niego przed przyjęciem Komunii św.
       Teraz, w czasie jubileuszu przeczytamy na obrazku Jubilata cytat z Psalmu 115 - zachętę do uwielbienia i wdzięczności Bogu: Nie nam, Panie, nie nam, lecz Imieniu Twemu daj chwałę za Twoją łaskawość i wierność.
        Jubileuszową Mszę św. ks. Andrzej odprawił 27 czerwca 2014 r. w odpust Najświętszego Serca Pana Jezusa. Homilię jubileuszową i odpustową wygłosił o. Tadeusz Janowiak, karmelita świętujący 30-lecie kapłaństwa. Obsługę fotograficzną i rejestrującą dźwięk zapewnił ks. Piotr Studnicki.
 
       Dziękujemy wraz z Jubilatem za dar owocnego, kapłańskiego życia. Bogu niech będą dzięki! a.z.         

News

2013 - srebrny jubileusz kapłaństwa ks. Jana Surowczyka

     Nastała jesień. Skończyły się wakacyjne rozjazdy. Spokojnie możemy sięgnąć do wspomnień, które wspomagają twarde dyski. Tu wspomnimy Mszę św. głoszącą chwałę Krzyża Jezusa Chrystusa, którą w dzień święta patronalnego w kaplicy w Przywarówce (14.09.2013) odprawił srebrny Jubilat, ks. Jan Surowczyk. Każda Msza św. jest głoszeniem chwały Krzyża Chrystusa. Jesteśmy chrześcijanami, którzy czczą krzyż. Powinniśmy znać przebieg Mszy św., która uobecnia ofiarę złożoną przez Zbawiciela na krzyżu. Powinniśmy umieć nazwać poszczególne Jej części. Podpisy pod zdjęciami nam w tym pomogą.
      Pomagające wspomnieć uroczystość zdjęcia aparatem księdza Piotra Studnickiego wykonał ks. Krzysztof Jarosz. To się nazywa zespół ; ) a.z.


Menu:

Kalendarz litrugiczny:

 
Triduum Paschalne, Wielki Piątek
29 marca 2024r.

Warto wiedzieć:

Warto wiedzieć:

Trzech papieży przyczyniło się najbardziej do upowszechnienia Różańca:


1. Papież Pius V w 1566 roku zatwierdził formę tej modlitwy


2. Papież Leon XIII wprowadził październik jako miesiąc różańcowy. Widział w Różańcu oręż przeciwko atakom szatana.


3. Papież Jan Paweł II ogłosił Rok Różańca (2002/2003). Wprowadził również tajemnice światła. "Dzięki Różańcowi zawsze doznawałem otuchy" - wyznał.



 


xtml
css
e-parafia